17 czerwca 2020 roku, rząd zapowiedział nową reformę i zmiany w polskim opodatkowaniu. Mowa o podatku estońskim (estońskim CIT). W 2000 roku, Estonia wprowadziła ten system w swoim kraju. Ich cel był prosty. Miał zachęcić zagraniczne korporacje do pozostawienia zysków w kraju i inwestowanie w estońską gospodarkę. Jest to wielkie wyzwanie dla naszego rządu, ale czy może pomóc polskim przedsiębiorstwom?
Zacznijmy od tego czym jest podatek estoński.
Ta propozycja nowego rozwiązania, dotyczy jedynie spółek kapitałowych (sprawdź jakie to spółki), spełniających konkretne warunki. Między innymi:
- spółka nie może posiadać udziałów, akcji oraz praw i obowiązków wobec innych podmiotów;
- wspólnikami w danej spółce nie mogą być też inne spółki, a jedynie osoby fizyczne;
- dochód z produkcji, handlu, czy usług musi stanowić minimum 50% przychodów;
- musi zatrudniać minimum 3 pracowników;
- mieć przychody nie większe niż 50 mln zł.
Taka spółka powinna mieć także pomysł, jak swój zysk zainwestować w rozwój. Według proponowanego rozwiązania, spółki nie odprowadzałyby podatku od zysków, które chcą zainwestować. CIT byłby odprowadzany dopiero w przypadku wypłat dywidendy. Upraszczając, dopóki pieniądze zostają w firmie i są wykorzystywane do jej rozwoju, dopóty nie musi być odprowadzany podatek. Spółka musiałaby dokonać rozliczenia dopiero w przypadku wypłat dywidendy, finansowania nowych przedsięwzięć, czy wydatków na cele konsumpcyjne. Dodatkowym atutem jest z pewnością brak rachunkowości podatkowej, deklaracji, co za tym idzie, zmniejszenie obowiązków księgowych.
Oczywiście, aby nie nadużywać tej formy opodatkowania, rząd wprowadza ograniczenia, które są szczegółowo określane.
Podatek estoński (CIT) to ostatnio gorący temat. Czy rzeczywiście będzie dobrym rozwiązaniem na podniesienie gospodarki i rozwój polskich spółek?
Chcesz dowiedzieć się więcej o podatku estońskim i sprawdzić, czy takie rozwiązanie byłoby korzystne dla Twojej spółki?
Skontaktuj się z nami i sprawdź jak możemy Ci pomóc.